Niestety „Soru Hanta. Narodziny bohatera” Wojciecha Smoły nie przypadła mi do gustu. Liczyłam na bardziej zagadkową i wciągającą fabułę.
Książka skupia się na postaci Deynarda Redo, którego poznajemy go jako dziesięcioletniego chłopca, który stracił ukochanego ojca. Deynard chce być taki sam jak tata, dlatego w wieku osiemnastu lat wybiera się do akademii GWD, która kształci i szkoli młodych rekrutów na żołnierzy, którzy mają walczyć z wrogimi kosmitami — Pirsjanami.
Pierwsze rozdziały nawet mnie zaciekawiły, jednak po spotkaniu z Gryzellą coś się popsuło. Historia Deynarda zrobiła się przewidywalna. Miałam wrażenie, że nic i nikt nie jest w stanie zagrozić chłopakowi, a wszystko układa się jak w bajce. Gdyby nie śmierć ojca, to można by powiedzieć, że jest w czepku urodzony. Jego fart bardzo mnie drażnił, ponieważ nigdy nie lubiłam, gdy bohater książki otrzymuje wszystko od tak — bez żadnej nauki, szkoleń i przygotowań jest od razu lepszy od innych. Rozumiem motyw wybrańca, ale tutaj jakoś za łatwo to szło, żadnych kłód rzucanych pod nogi, żadnego wiatru w oczy, wszystko szło jak po maśle. Miałam też większe oczekiwania, jeśli chodzi o historię samego złotego oka i zagadki Pirsjan. Szkoda, że tak mało uwagi im poświęcono, myślę, że ten wątek by mnie zaciekawił. Jeśli chodzi o samych bohaterów to ani mnie nie denerwowali, ani jakoś szczególnie nie zapadli w pamięć, po prostu byli.
„Soru Hanta. Narodziny bohatera” nie przemówiła do mnie, ale widziałam, że innym książka się podobała, zatem najlepiej samemu przeczytać i ocenić. Ogólnie mam wrażenie, że książka jest skierowana bardziej do młodzieży. Bohaterowie to młodzi ludzie, którzy mają swoje marzenia i stoją przed wyborem swojej ścieżki życia, a w trudnych chwilach mogą liczyć na swoich przyjaciół i rodzinę. Dlatego młodym czytelnikom łatwiej utożsamić się z Białą Gwiazdą.
Dziękuję wydawnictwu @waspos za otrzymany egzemplarz.
Dodaj komentarz